środa, 21 marca 2012

Smutek Kuzyna Belzebuba


Na końcu chciałam powiedzieć, że daleko, daleko za osiedlami, blokowiskami i jeszcze dalej za Biedronkami, Nettami i Lidlami był sobie Kuzyn Belzebuba. Niestety miał on okropnie zły humor i chciał pobyć naprawdę, naprawdę sam. I znalazł sobie taki jeden, pusty, podziemny Garaż, który dawno, dawno temu zamknięto. Bo Garaż się straszliwie przemęczył i postanowił do siebie nie wpuścić, już nigdy więcej, choćby jednego, najmniejszego samochodu, należącego do klienta supersamu. Ale Kuzyna Belzebuba Garaż od razu polubił i podniósł mu nawet bramę wjazdową, tak że sobie Kuzyn Belzebuba bez problemu wjechał i zaparkował pod filarem i gorzko, gorzko zapłakał. Jak na złość, z jego potoczyście spływających łez powstało bardzo, bardzo liczne towarzystwo tak zwani Mali Kuzyni Belzebuba. I tak ich dużo, dużo się narobiło, że się nie mieściły w samochodzie i Kuzyn Belzebuba je na zewnątrz wypuścił. Nie był to jednak dobry pomysł, bo rozpierająca je energia sprawiła, że w błyskawicznym tempie rozpierzchły się w garażowym lesie filarów i tak głośno, głośno krzyczały, że Garaż się bardzo, bardzo wkurzył. W efekcie mury zaczęły syczeć i stękać, a strop złowrogo skrzypieć. Zrezygnowany Ojciec Kuzynów Belzebuba wysiadł z westchnieniem ze swojego samochodu i zrobił dwa kroki w tył i cofnął się do czasu, gdy był jedynie Kuzynem Belzebuba. Mrugnął wówczas jednym okiem i zaraz potem siedział w fotelu w poznańskiej Filharmonii w ostatnim rzędzie. Jego wybór padł na I Kwintet fortepianowy Grażyny Bacewicz, a dokładniej na jego ulubioną część trzecią. Dzieją się tam rzeczy dla Kuzyna Belzebuba nieoczywiste i taka mu się interpretacja zawsze nasuwała: gęsta faktura linii melodycznej przypomina grubo nałożoną, niebiesko czerwoną farbę, która wolno spływa po rozpadającej się ścianie. W melodii pojawia się bolesne połączenie basu i sopranu w nierozerwalną jedność. I Kuzynowi Belzebuba wydaje się zawsze, że to niebo w piekło się nieustannie przemienia. Lecz nagle Kuzyna Belzebuba ogarnęła trwoga, bo ludzie na sali prędko go wyniuchali i ich wstrętne nosy do góry się uniosły. Zobaczył, że w najbliższych mu rzędach wybuchły kłótnie. Starsze panie wyjęły z torebek perfumy i zaczęły się wzajemnie opryskiwać, zaś ich mężowie poczęli się ciągać za krawaty. Ogólna wrzawa nie przerwała koncertu, bo Kuzyn Belzebuba uniósł swoją włochatą łapę i sprawił, że ani on, ani kwintet jej nie słyszeli. Mimo tego, wykonawcy również ulegli obecności Kuzyna Belzebuba i zaczęli grać kompozycje Theodora Adorno. Kuzyn Belzebuba z przyjemnością się w nią wsłuchał, bo była to opowieść o tym jak piekło na ziemi wygrywa. Wtem jednak ku wielkiej Kuzyna Belzebuba rozpaczy, zaintonowała się muzykom spontanicznie Messiaenowska chała "Kwartet na koniec czasu", co jego Kuzyna Diabła, w 1941 roku, do szału w Görlitz doprowadzała. 

 
Według belzebubiej rodziny o małości kompozytora świadczy cała modalna harmonia, w niebiańskich promieniach skąpana. A najgorsze dla Kuzyna Belzebuba było to, że muzycy zagrali piątą, szóstą i siódmą część utworu, które są Tribute to Jezus Chrystus. I kiedy do diabelskich uszu dotarła kulminacja części siódmej, w której wiolonczela dźwięk unosi na najwyższe tony, to poczuł, że mu na skórze ospa niebieska wyszła, więc wyskoczył z Filharmonii jak oparzony. Mimo to ospa nadal się w belzebubim ciele rozwijała, tak że go w końcu całkiem rozdymała i uleciał jak balon. Leciał i leciał bardzo, bardzo długo, aż w końcu doleciał pod bramy nieba, w których ukazała się twarz Świętego Piotra. Zdziwiony widokiem Kuzyna Belzebuba z prędkością światła otworzył swój złocisty kajecik i go przejrzał. Co oczywiste, Kuzyna Belzebuba nie było na liście, więc Święty Piotr go wepchał pod bramy czyśćca. Lecz tam mu oznajmiono, choć wcale nie pytał, że nie ma miejsca dla nowo przybyłych i go transportowano do zatłoczonego piekła.

In

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz