czwartek, 22 marca 2012

The Mighty Mouse Dragon, Poznań 21.03

Na końcu chciałyśmy powiedzieć, że uwielbiamy takie pytania – co można jeszcze wyrazić w formie tria (dowolnie wstawić fortepianowego, saksofonowego, trąbkowego czy jakie Wam jeszcze przyjedzie do głowy). Otóż wyrazić można mnóstwo, co muzycy wciąż udowadniają. Jakoś takie pytania nie odnoszą się ani do kwartetów, ani kwintetów, ani duetów, ani muzyków grających solo, triami się najbardziej widać publika przejadła i najmniej przy nich niespodzianek. A niesłusznie. Jak nas Nowy Wiek Awangardy prowadzi, tak odkrywamy wciąż i wciąż nowe rzeczy i wczoraj miałyśmy niewątpliwą przyjemność uczestniczyć w koncercie Mortena Pedersena na fortepianie, Adama Pulza Melbye na perkusji oraz Håkona Berre na kontrabasie czyli The Mighty Mouse (Potężnej Myszy). Na początku, przed koncertem, typowałyśmy kto jest kim – udało mi się wytypować kontrabasistę, który miał okulary podobne do Leszka Możdżera. Perkusista wiadomo. Tylko pianista gdzieś się skrył.
Pianista przedstawił muzyków, powiedział, że zagrają w dwóch setach i zaczęli grać. A cóż to było za granie. Cześć publiki rechotała. Tak to jest w początkach (pamiętam jak boki zrywałyśmy na Matthew Shippie (który chował głowę i wystawiał łokcie po boki do góry i wyglądał jak wielki pająk albo motylek co rozpościera swoje skrzydełka i macha nimi), a William Parker miał wtedy kontrabas z trokami, jak Robin Hood na smyczki, co nas niezmiernie bawiło. Lata świetlne temu to było). Notatki z koncertu:
Pan Kontrabas bardzo zasuszony, rusza ryjkiem jak mysza, najpierw mordował kontrabas, potem go giglał, teraz spokojnie. Pan kontrabas dużo ekspresji mimicznej.
Pan Fortepian duży jest jak ochroniarz, który trzyma pieczę nad zespołem, żeby to nadal było trio. 
Pan Perkusista, wiadomo - przystojny.   

Na płycie ten utwór nazywa się Nature Morte Á La Palette i zaczyna improwizacją, aż przechodzi w bardzo melodyjny marsz, który rozwija się potem w marsz wariata. (Jak to Poata napisał: "Życie to sen wariata śniony nieprzytomnie"). To był pierwszy utwór w pierwszym secie, bardzo długi, bardzo nam się podobał. 
 
Potem były jeszcze dwa, równie ciekawe. Granie było otwarte, free, po przerwie w drugim secie perkusista wyjął nawet pozytywkę. Mnie się bardzo podobały rozmowy pomiędzy poszczególnymi muzykami, np. frapująca dyskusja między perkusją a fortepianem czy dialog pomiędzy kontrabasem a perkusją, Co wolała jak grali razem i dawali czadu. Ze zdziwień – przez chwilę perkusista trzymał nogę zadartą na bębnach.  Było i refleksyjnie i mocno, pełne spektrum dźwięków, cieszę się, że udało mi się zostać do końca. 

Po koncercie podeszłam do Pana Pianisty i zagadałam, bo tak mi się ten Marsz spodobał, że chciałam płytę. A on pokazuje całe pudełko płyt i zbladłam i mówię, że stać mnie tylko na jedną (bo to prawda, rachunek za prąd przyszedł nieubłaganie, koniec miesiąca itd. itp.), a on na to – to dam Ci jeszcze moją płytę autorską. I głupio mi o tym pisać, bo czuję się, jakbym wyłudziła tę płytę, a chcę, żeby muzycy na nich zarabiali, ale myślę, że to Dragon tak na niego podziałał. (Proszę nie stosować takich rzeczy, bo muzycy powinni zarabiać i ja mu za tę płytę oddam jak tylko będę miała okazję, bo płyta, właściwie podwójna, nosi tytuł JapGaf jest piękna.) Powiedział, że to najfajniejsze miejsce w jakim grali i to bez ściemy – w Danii nie mają takich klubów, dlatego grają w Niemczech i teraz w Polsce. A grali w naprawdę dziwnych miejscach. Pochodzą z Danii, tzn. Håkon z Norwegii, ale razem studiowali w Kopenhadze i grają razem od około ośmiu lat. Jak na początku grali – pianista machnął ręką, teraz się znają jak łyse konie i to było czuć na scenie. A z solowej płyty Mortena Pedersena dowiedziałam się, że jest nowa Pani na scenie jazzowej i nazywa się Lisbeth Diers – to byłaby po Oli Rzepce druga perkusistka z nowego pokolenia:) 
Potężna Mysz wróci do Polski jakoś w październiku, więc radzę się uzbroić w cierpliwość i przygotować na jazzowe co nieco:)
Link do Barefoot Records, gdzie możecie zmówić płyty. Ale jak ładnie poprosicie, to może Multikulti Wam ściągnie:)

Co i Gnito

PS Ups, chyba niechcący przydałyśmy lat Oli, przepraszamy. 

 

2 komentarze:

  1. Świetna muza! Fajne są takie koncerty:) A jeszcze jak się dostaje płytę autorską to w ogóle super! Mi niestety jeszcze nikt żadnej płyty, nawet autorskiej nie dał, no nie licząc Basi Raduszkiewicz, ale to koleżanka, więc się nie liczy;)Pani perkusistka mnie zaintrygowała, albowiem żadnej nie kojarzę ze sceny muzycznej... Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. jest sporo, ale się ukrywają gdzieś :) a Ola Rzepka taka mała a tak wymiata :)

    OdpowiedzUsuń