Na końcu chciałam powiedzieć, że w zeszły czwartek, po
opisanym już koncercie, zjadłam kilka wisienek z
dragonowego, kilkupiętrowego tortu. Stolik, przy którym się znalazłam,
udekorowany był obficie moimi Znajomymi i Znajomymi Znajomych. Więc trochę
sobie zjadłam kawałków, co zupełnie inaczej smakowały. Szczególnie mnie
ucieszyła obecność trzech celebrytów: Bajzla, jego Dziewczyny Ewy (o których
będzie mowa w najbliższej przyszłości) i tajemniczej Znajomej Znajomych o
włosach czarnych i długich jak peleryna, co się oczami ciągle uśmiechała i
uśmiecha.
Takie cudeńka przy stoliczku siedziały i się z moich głupich
żartów gromko lub niegromko, ale w każdym razie podśmiewały.
Nagle w mówionych fraktalach, me uszy przekuł kolczyk-pytanie:
Co to jest aleatoryzm? Mi w tym momencie, zabrzęczał w głowie jakiś dziwny
algorytm, trochę trunkiem podlany, że mi ten termin jakoś dobrze znany. I kiedy
całych algorytmów rusztowanie prawie runęło mi w głowie. Malwina, dziarska
dziewczyna, rzuciła kostkę i już Johna Cage’a przypomniałam sobie. I takie mnie
znienacka zaskoczenie wzięło w objęcia: Jak to? Jak to? Chyba ktoś tu jeszcze w
muzyce skrobie! Ku rozpaczy Towarzystwa i Zdemaskowanej Malwiny zaczęłam
odpalać takie, dziecinne fajerwerki: A wiesz kto to Schoenberg? A znasz Messiaena?,
A Xenakisa? Zdemaskowana Malwina: że pewnie i że już postdawno temu przeżyła
awangardowych zeszytów zgłębianie. Mnie spytała: A Xenakisa jakiś tekst
ruszałaś? Pamiętam to moje sfrustrowanie, kiedy w Res Facta Xenę czytałam i się
z irytacji popłakałam, bo nic, a nic, kompletnie z tego nie zrozumiałam.
Ale wracając do spotkania, tak mnie to wszystko ujęło, że Zdemaskowaną
Malwinę zaatakowałam i się kompletnie niechcący skompromitowałam pytaniem: czy
by nie zechciała zostać moją przyjaciółką.
I tak sobie w dragonowym torcie przyjemnie czas spędzałam,
kiedy znowuż nowy akcent pojawił się w rozmowie. Bo w wielkim entuzjazmie, z
Koleżanką Agnieszką dostrzegłyśmy przy pobliskim siedzisku, no zgadnijcie kogo?
Elvisa Presley’a! Znowuszczon powrócił i łypał zmrużonym okiem, które
znajdowało się pod tkliwym, wiekuiście wzruszonym, łukiem brwiowym. W
przypływie nostalgii, zaintonowała się nam pieśń tego nieśmiertelnego celebryty.
Był to hicior: Love Me Tender.
Trochę słów nie pamiętaliśmy i sobie improwizowaliśmy: Love
Me Tender ti ru ri, la la la la tenderly… Może też macie z tym problem, więc na
niezapominajki:
A że wszyscy melodię dramatycznie zarzynali, poprosiłam Zdemaskowaną
Malwinę o jej zaśpiewanie, na co Ona niechętnie się zgodziła i ładnym głosem
nasze wycie przytłumiła.
Potem trochę Zdemaskowaną Malwinę dręczyłam, co robi i
wyszło, że śpiewa w zespole Vidlunnia pieśni tradycyjne. To ja na to, że
uwielbiam taką muzykę. Zdemaskowana Malwina wówczas zapytała czego słucham. No
i ja się sama zdemaskowałam, bardzo nieodpowiedzialnie, bo się przyznałam, że
Ali Farką polewam uszyska. Ona na to, że to completly nie Jej klimaty. No to
orzechem ruszyłam i se znowuszczon rzuciłam „Źródłami”, co w Dwójce lecą i
Teatrem Pieśni Kozła. To fajnie zadziałało i się Zdemaskowana Malwina nad
którąś z lamentacji Kozła się porozwodziła, że to sama piękność. No i dalej
zapytałam: Co to jest śpiew biały? I z zachwytu oniemiałam słysząc same
profesjonalne na ten temat tyrady.
I tak się pomyślnie złożyło, że Vidlunnia koncertowała w tę
niedzielę w Fabrice. I se poszłam i se popływałam w Lubelszczyźnie i
polsko–ukraińskim dialogu.
Żeby nie było… to składzik zespołu podaję:
Malwina Paszek – śpiew, lira korbowa, karimba, krakeb
Weronika Partyka – śpiew, saksofony, duduk
Katarzyna Wesołowska – śpiew, skrzypce, kieliszek, gong
Oliwia Wronikowska – śpiew, syntezatory, brzmienia
elektroniczne, skrzypce
Na koncercie nie było jednej członkini Weroniki Partyki, ale
za to pogrywał ładnie Marek Maksimowicz (ze słuchu zapisałam nazwisko, jak
błędnie to przepraszam) z Białorusi. A grał smykiem na pile.
No i tak mi się podobało, że nie wiem od czego zacząć! Może
od tego, że dziewczyny jeszcze nie wydały płyty, a ja bardzo chcę, żeby wydały.
Oliwia mi powiedziała, że nie są gotowe i chcą jeszcze popracować nad utworami.
No ja tam myślę, że już pełnia i lepiej być nie może. Ale jak będzie jednak
lepiej to już w ogóle ekstraśnie.
Dobra, dobra… Teraz o samej muzyce.
Dziewczęta głosy mają wyjątkowe. Mówiła mi Oliwia, że
śpiewać uczyła się z nagrań, zupełnie samodzielnie.
Same pieśni są tak piękne, że w zamyśle, współczesność
dodawana jest tylko i wyłącznie w warstwie instrumentalnej. Dzięki czemu,
tworzy się wielobarwny welon dźwięków, który nieinwazyjnie opatula delikatną
tkankę tradycji. Podziwiam niesamowity szacunek, jakim darzy Vidlunnia te
pieśni. Metodą śpiewokrzyku (ale mi się ta nazwa podoba) i śpiewu białego
Dziewczyny przenoszą słuchacza w bardzo mi bliski świat.
W introdukcji do kompozycji bazującej na oberku,
Zdemaskowana Malwina powiedziała, cytuję mniej więcej: „Teraz zagramy utwór,
który umożliwi nam przeniesienie się do domu Naszej Babci i Naszego Dziadka, by
przeżyć te chwile, które Oni przeżyli.” I poczułam, że trochę tak jest, kiedy
usłyszałam, wypełniające utwór, nagranie dźwięków tańca. Słychać było obcasy
energicznie wystukujące rytm o drewnianą podłogę. Dźwięki te, tak na mnie
superaśnie podziałały, że w orzechu zobaczyłam mnóstwo par tańczących nóg i
wirujące spódnice.
Dziewczyny zaśpiewały również pieśń, która chyba ma tytuł
„Pod sadykiem”. Jest to historia dziewczyny szykującej się do zamążpójścia.
Niby weselisko, ale jej jest bardzo na duszy ciężko i smutno śpiewa o swoich
obawach i o strachu przed momentem przejścia w dorosłe życie. Wyczułam tutaj
feministyczny pierwiastek, ładnie podkreślony przez odtworzenie nagrania
dysonującego, chóralnego śpiewu. Pełnił rolę zagęszczania lamentu Narzeczonej. Zdemaskowana
Malwina zagrała na lirze korbowej bardzo przejmującą solówkę, w której pomieściła
cały niepokój i wynikający z niego nastrój po brzegi wypełnił salę. Możliwości brzmieniowe
liry korbowej na koncercie zostały pokazane w kilku odsłonach. Instrument ten potrafi
być liryczny, ale jest też elastyczny i fajnie go Zdemaskowana Malwina
preparowała przy tej solówce, ładne glissandka wydobywała. W utworze o cieście
„Korowaj” lira korbowa dawała temu ciastu, wręcz satyryczny posmak.
Trochę jeszcze o instrumentach słów kilka. Zdemaskowana
Malwina przy okazji pieśni chachłackiej zagrała na saharyjskim instrumencie
zwanym krakeb, którego zrytmizowany, metaliczny dźwięk ładnie komponował się ze
śpiewem.
Przy okazji pieśni ukraińskiej opowiadającej o powinnościach
teściowej, która ma być miła dla swoich bliskich, pojawiła się obfitość
dźwięków wydobywanych smykiem przez Katarzynę na kieliszku i gongu. Bardzo
ładne.
No i muszę na ostatek wspomnieć, że Zdemaskowana Malwina
miała w niedzielę urodziny i na bisie reszta zespołu i publiczność zawyła jej
Sto Lat. I sobie fajnie zawiał ludowy wiaterek.
Na Bis autentyczny publiczność nie mogła się zdecydować czy
woli jeszcze raz wysłuchać pieśni o teściowej czy o cieście i sobie Marek
zażartował, że zagrają teraz o „teściowej w cieście”, co i owszem mi się bardzo
spodobało.
Vidlunnia oznacza z ukraińskiego „echo” i myślę, że muzyka
Dziewcząt nie tylko odbija echem przeszłość i teraźniejszość, ale odbije się
szerokim echem w przyszłości.
In
ładne zdanie podsumowujące, w pełni się z nim zgadzam!
OdpowiedzUsuńLira korbowa niesamowity instrument:)
OdpowiedzUsuńPs: Wielkanocną radość ślę dla Ciebie dziś,
którą śpiewa każdy ptak, kwiat i liść,
którą wiosna niesie dla każdego z nas
Z cudem Zmartwychwstania w ten niezwykły czas.
Wielkanocne szczęście ślę w piosence Ci,
niechaj rozpromieni Twoje troski i łzy,
niechaj w Twoje serce Wielkanocna pieśń,
wniesie wielką radość i nadziei treść.
Wielkanocne Święta niechaj w domu Twym
rozgoszczą się Zmartwychwstania blaskiem i spokojem,
niech się wszystkie serca miłością podzielą
Wielkanocną pieśnią , cudem i nadzieją.
Dziękuję za życzenia.
UsuńDo worka z życzeniami dokładam święto, co się nazywa Poświęto, to jest takie święto, gdzie się jada śniadania, obiady i kolacje, wstaje się rano i idzie się (jak nie jest się bezobrotnym) do pracy i tam się je lancz. A w soboty i niedziele się siedzi jednym półdupkiem w fotelu, drugim na krześle, trzecim na kanapie, czwartym, a czterech półdupków nie ma, są tylko trzy, są w weekendy jeszcze przydupasy co jedzą cały czas. Życzę wszystkim na świecie, wszystkim owadom, myszom i ludziom i myszołowom wesołych i radosnych i szczęśliwych i uśmiechniętych i roześmianych i uchachanych i rozchichoczących i rozchichotanych i wesołych i radosnych i wesołych i wesołych i wesołych, no nie poddawajcie się czytajcie, no i wesołych i weselszych i wesołych i bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, wesołych, wesołych, wesołych, wesołych sekund pomiędzy śniadaniem, obiadem i kolacją.
In
a ja życzę: życia odkrycia, przeżycia i roztycia po świętach
OdpowiedzUsuńCo