Na końcu chciałam powiedzieć, że faktycznie lubimy piosenki,
które znamy. Jest tak, że kilka płyt działa na mnie pozytywnie, gdy myślę negatywnie.
(Dobra na endorfiny jest tez czekolada, ale z nią nie należy przesadzać:) Opisywana
płyta jest jedną z nich.
Nagrana 31 maja 2002 w Nowym Jorku, wydana została przez
wydawnictwo Hatology / Hat Hut i ma dopisek: file dunder: Jazz/ Free
Improvisation. Nie jest to jedyna płyta w dorobku tego składu, wszystkie są
godne polecenia. Liner notes napisał sam Ellery Eskelin.
Grają Ellery Eskelin na tenorowym saksofonie, Andrea Parkins
(tórą Word koniecznie chce przerobić na parking) na akordeonie, fortepianie
oraz sampluje, a Jim Black na perkusji. Oni zawsze piszą drums and percussion,
a ja jeszcze nie wiem jaka jest różnica.
Płyta składa się z sześciu utworów: 1. It’s a Samba, 2. 43 RPM, 3. Five Walls, 4. For
No Good Reason, 5. Half a Chance i Arcanum Moderne.
To jest samba jest bardzo radosnym rozkołysanym utworem, w
którym perkusja wymiata. Temat przewodni jest bardzo melodyjny i chwytliwy. Jest
tu czysta przyjemność z grania, nie ma rutyny. Nawracający temat narasta i
rozwija się ciekawie.
43 RMP zaczyna się długą frazą saksofonu i towarzyszeniem
perkusji oraz akordeonu (chyba). Potem nagła zmiana frontu, mała burza, coś się
dzieje, niepokój i powrót do przeszywających długich fraz na saksofonie. Taka
jest konstrukcja utworu. Poniżej wersja koncertowa, która brzmi jednak inaczej.
Pięć Murów zaczyna się tajemniczymi dźwiękami i cały utwór
jest bardzo tajemniczy.
Żywsze dźwięki rozpoczynają Bez wyraźnego powodu, żeby
zmylić słuchacza. Mam wrażenie, że to najbardziej improwizowany utwór na
płycie. Ale po tych różnych gamach i trzaskach wkracza fortepian i saksofon,
żeby się odnaleźć i znów pogubić. I tak się szukają.
Połowiczna szansa jest trochę absurdalna. Melodia się
rozwija i nie rozwija, żeby w końcu utworu rozwinąć się pełnią barwy dźwięku.
Arcanum Moderne jest najdłuższym utworem na płycie (całość
liczy 67:35 minut) i jest spokojnym utworem, który jest bardzo piękny.
Eklery Eskelin wydał ostatnio nową płytę i czekam aż dotrze
do Polski. Dlaczego czekam, aż płyty ukażą się w Polsce? Bo kurczę, do
piernika. Mamy rynek światowy, ale już Karl Popper pisał, że w społeczeństwie
otwartym najlepiej jest działać lokalnie. Owszem, można wspierać rynki
ościenne, ale może czasem warto zainwestować czas i pieniądze w to, żeby mieć
tez swoje. Możemy się silić na słaby angielski, ale po co? Inaczej z tymi, dla
których angielski staje się drugim językiem, wtedy to ma sens.
oficjalna strona Ellerego Eskelina, strona Andrei Perkins, na której mozna sporo posłuchać, oficjalna strona Jim Blacka
Gnito
PS Może dodam jeszcze kilka słów, na koniec oczywiście. Absolutnie nie chcę ingerować w niczyją wolność wyboru. Sama, zanim dojrzałam do pewnych wniosków, korzystałam z ofert różnych sprzedawców, w tym sprzedawcy „samo zło” czyli Empiku. I czasem, kiedy trzeba ściągnąć obcojęzyczny tytuł u nich jest to prostsze.
PS Może dodam jeszcze kilka słów, na koniec oczywiście. Absolutnie nie chcę ingerować w niczyją wolność wyboru. Sama, zanim dojrzałam do pewnych wniosków, korzystałam z ofert różnych sprzedawców, w tym sprzedawcy „samo zło” czyli Empiku. I czasem, kiedy trzeba ściągnąć obcojęzyczny tytuł u nich jest to prostsze.
Nie wiem, może niektórzy potrafią zachować umiar. Ja nie
potrafiłam. Kiedy odkryłam blog Stefa Free jazz i pokłady nowości – oszalałam.
Odkryłam Jazzloft, odkryłam Squidco. Odkrywałam od hm hm strony. Dopiero potem
przyszło zainteresowanie historią jazzu i książki – ładnie teraz wydana
Historia jazzu Andrzeja Schmidta, kiedyś w trzech tomach, Wszystko o jazzie
Joachima Ernsta Berendta (dzięki Laurence:), anglojęzyczna historia jazzu, której autora nie mogę
sprawdzić, bo In mi zakosiła i ten sam przypadek z Polską historią jazzu, z
której dowiedziałam się ze smutkiem, że Kornel Makuszyński jazzu nie znosił. A,
i U brzegów jazzu Leopolda Tyrmanda. To wszystko mało, ta historia wciąż się
toczy, nie napisano jeszcze wyczerpującej pracy na temat free jazzu, już mamy
free improv, a ja wciąż nie wiem, co to do końca jest avant jazz. Ale słucham:)
Wracając do tematu wyboru. Wiem, że wydano dwie nowe płyty w
wydawnictwie Not Two. I już mnie korci niesamowicie, żeby lecieć po nie. Ale
one przecież nie znikną od razu. Płyty jazzowe nie są wydawane w dużych
nakładach i te nakłady się wyczerpują, ale nie znikają na pniu. Niestety.
Czasami niektóre płyty w ogóle do Polski nie trafiają – tak chyba jest z
wydawnictwem Screwgun, które wydaje Tima Berne’a. Ale za to Tim Berne pojawił
się w ECM i ma dobre recenzje. (Do tej pory się zastanawiam dlaczego nazwał swoją
grupę Big Satan?) Rob Mazurek wydał swoją nową płytę w Brazylii, tak zrobił,
ponoć nawet w Stanach mają problem z dystrybucją, ale nadal dostępne są jego
płyty wydane choćby w Delmarku.
Nie sposób ogarnąć wszystkiego. Choćby finansowo. Ale
czasowo też. I psychicznie. In się dziwi, że ja jazzu słucham i to dużo różnych
rzeczy. A to dla mnie chaos oswojony. I konsekwentny. I otwarty. I na koniec
znowu mi wyszło nie na temat:)
Proponuje zrobić mały zestaw wydawnictw polskich i tych z poza pępka świata :)
OdpowiedzUsuńGnito mianuję Cię na stanowisko kierownika działu wydawniczego w naszej spółdzielni :)bo tylko Ty możesz zrobić doktorat ze znajomości wydawnictw muzycznych :)
Pozdrowienia z pracy
Co,a jak się postaram to nawet Co2
Parkins to parking, a Ellery to eklery.
OdpowiedzUsuńserdecznie,
p