sobota, 9 lutego 2013
Rys-un-ki
In i Co
Na końcu chciałam powiedzieć, że tytuły mnie trochę zastanowiły i myślałam, że z tym złotem może chodzi o słynną aferę, ale okazało się, że pisak złotego koloru po prostu miał intensywny zapach.
Gnito
Platform 1 Takes off
Na końcu chciałam powiedzieć, że sprawdziłam termin take off, który w języku potocznym znaczy mnóstwo rzeczy, wśród nich „przyjmować się, chwytać”, ale także „brać wolne” czy „parodiować” – „take-off” to na przykład parodia. Czyli może chodzić o zabawowy aspekt płyty. To wpisywało by się w długą historię zabawy na scenie przez takie choćby zespoły jak Clusone 3, All Ears, czy ostatniego albumu Motif. W tych ostatnich jest zabawa konwencją free jazzową połączoną pięknym, melodyjnym graniem. Czasem zdarza mi się włączyć płytę i od razu ją wyłączyć w lekkim przestrachu kaskadą dźwięków i podobnie było z zespołami, które wymieniłam, po czym okazało się, że słuchanie ich to znakomita zabawa. Tu można by rozwinąć rozważania niebotycznie, sążniście argumentować itp., ale faktem jest, że najprawdopodobniej chodzi o to, że formacja Platform 1 po prostu startuje. To wyjaśniałoby kształt na okładce ich płyty.
Miałam okazję słyszeć zespół na koncercie dzięki ludziom,
którzy tworzą NWA i dla mnie tamtego wieczoru głównym bohaterem koncertu był
Steve Swell. Koncert był wspaniały i zachwycił nie tylko mnie,
ludzie pytali później czy są już jakieś nagrania zespołu.
Mam taki problem, że jak próbuję znajomych, głównie znajome,
zachęcić do muzyki Kena Vandermarka, bardzo dziwi mnie, że nie zawsze dają się
przekonać. W szeregu projektów, w których występował, mimo że czasem zadmie
ostro w saksofon czy klarnet, jego muzyka pełna jest energii, a mnie zawsze
poprawia nastrój. Choćby w formacji DKV i jej świetnym dwupłytowym albumie
Trigonomerty czy ostatnim boksie wydanym przez wydawnictwo NotTwo, gdzie
prezentowana muzyka jest dla mnie rewelacyjna. Pamiętam, że do jego muzyki
przekonałam się dzięki obecności na koncercie. Zresztą jakiś czas temu
rozmawiałam z dziewczyną, której chłopak słucha free jazzu, do którego ona nie
ma cierpliwości, bo gustuje w muzyce klasycznej. Poszła z nim na koncert Ab Baarsa, Kena Vandermarka i Paala Nilssena-Love czyli formacji Double Tandem. Jak powiedziała, była pełna
najgorszych przeczuć, ale okazało się, że widząc muzyków, obcując bezpośrednio
z tym co grają, bardzo jej się koncert spodobał. Pamiętam też jak wyciągnęłam
znajome na koncert Sonore, czyli Petera Brötzmanna, Kena i Matsa Gustaffsona.
Trochę się bałam, że mi zmyją głowę, ale okazało się, że bardzo im się
podobało. Wspominam o tym dlatego, że szykują się w 22 i 24 lutego, pewnie w Dragonie,
ciekawe koncerty, w tym koncert KV.
Ale wróćmy do Platformy. Tworzą ją Magnus Broo na trąbce, Steve Swell
na puzonie, Ken Vandermark na saksofonie i klarnecie, Michael Vatcher na bębnach i Joe Williamson na
kontrabasie. Co mi się podoba w Kenie Vandermarku to fakt, że mimo iż ma kontakt
z muzykami, z którymi często występuje i nagrywa, wciąż zmienia składy i gra z
nowymi muzykami. W ogóle u jazzmanów podoba mi się to, że wciąż próbują nowych
rozwiązań brzmieniowych, że doświadczeni lub znani grają z młodymi lub mniej
znanymi oraz ich dynamiczność.
Płyta składa się z siedmiu utworów, pierwszy - Tempest - to mocny akcent jak to zwykle bywa
czyli chłopaki dają czadu, choć w pewnym momencie zwalniają i czarują dźwiękami.
W tym utworze bardzo ciekawe solówki mają Steve Swell i Magnus Broo.
Drugi czyli Portal #33 jest na początku bardzo przystępny,
rozkołysany (linia basu bardzo mi się podoba), Steve gra wspaniale, w
pewnym momencie przechodzi do przekomarzania, rytm nie odgrywa już takiej roli,
Magnus się wypowiada, po czym wolta i na koniec nowy temat.
Stations zaczyna się spokojnie, trochę tajemniczo, jest to ballada,
która bardzo mi się podoba.
Dim Eyes zaczyna się od solo Magnusa, potem dochodzą bębny,
trąbka operuje w górnych rejestrach i nagle stateczne granie, po czym mniej
więcej w połowie zmiana i mocny groove z solówką Kena.
Compromising Emanations zaczyna się zamieszaniem, które
przechodzi w głośniejsze zamieszanie. (Mnie się podoba takie granie, ale jakby
spojrzeć z innej strony to jakoś bardziej zrozumiałe staje się stwierdzenie kumpeli,
że właśnie od takiej muzyki tak często boli mnie głowa. Oczywiście bezzasadne.)
Po czym muzyka nabiera bardziej konkretnego czy raczej korzennego kształtu.
Deep Beige i For Derek’s Kids są zagrane razem i stanowią
najdłuższy utwór na płycie. Zaczyna się ciekawym graniem perkusji, co ciekawe
przez dłuższy czas nie słychać basu, choć basista jest autorem, jest spokojnie
do momentu przenikliwych dźwięków zdaje się klarnetu, później znów spokój,
prawie do całkowitego wyciszenia, wtedy wchodzi kontrabas, który przez dłuższy
czas gra solo. Potem zawodzenie dęciaków, po czym znakomita solówka Steva Swella.
In Between Chairs jest utworem wieńczącym płytę, dużo w nim
rytmu. Jest przystępny i chwytliwy, choć niekoniecznie od początku.
Płyta jest do nabycia w Multikulti:)
Gnito
Subskrybuj:
Posty (Atom)